Działam
Testosteron w akcji
Dziś prowadzi Pracownię Klimek, która zajmuje się spersonalizowanym szyciem marynarek i spodni. Ze swoim biznesem trafił w punkt. – Akurat pojawiały się pierwsze blogi z męską modą – przyznaje otwarcie. Jego sukces polega jednak nie tylko na wyczuciu odpowiedniego czasu na rynku, ale też na zrozumieniu potrzeb. – Z własnej potrzeby trafiłem w cudze – mówi.
Chłopcy z ferajny
W świecie kiczu i szybko mijających mód ciężko znaleźć równowagę między dbaniem o siebie a zniewieściałością, dżentelmenem a snobem, wyczuciem a szmirą. Jednak dobry styl jest jeden, nie podlega zmianom, nie jest pojęciem względnym. Prawdziwie męski świat mieści się w wąskim katalogu. Obok samochodu, zegarka i marynarki mężczyzna powinien mieć odpowiednią fryzurę. – Stawiamy na nieśmiertelną klasykę – mówi stanowczo Michał Gonczarski, współwłaściciel barber shopu Ferajna. W Ferajnie klasyczne jest nie tylko cięcie (wykonuje się tutaj tylko 12 podstawowych fryzur męskich), ale także charakter miejsca. Tak jak w tradycyjnym barber shopie, którego jakość mierzyło się długością kolejki, chłopaki w Ferajnie nie prowadzą zapisów. Jeśli klient się niecierpliwi i proponuje dopłacić za obsłużenie poza kolejką, Michał proponuje mu, żeby zapłacił również za innych czekających. Przecież w prawdziwej ferajnie wszyscy są równi. – Nie jesteśmy lordami ani służącymi – mówi z uśmiechem Paweł Struczewski, którym zanim wraz z Michałem założył barber shop, otworzył sklep internetowy z kosmetykami do pielęgnacji brody. Drugi biznes wyniknął z pierwszego, a pierwszy z... potrzeby. Podczas miesięcznych wakacji w Azji Paweł, ówczesny pracownik korporacji branży IT, przestał się golić. Do Polski wrócił z pokaźnym zarostem. W klimatyzowanym pomieszczeniu, kiedy siedział kilka godzin dziennie przed komputerem, broda zaczęła mu dokuczać: swędziała, drapała i stała się sucha. Jak prawdziwy facet, nie poddał się. Zaczął szukać odpowiednich kosmetyków, które pomogą ujarzmić zarost. Okazało się, że rodzimy rynek nie ma mu nic do zaproponowania. Produkty zaczął sprowadzać z zagranicy, a każdy testował na sobie. Gdy znalazł już odpowiednie specyfiki, których był pewien, pojawiła się myśl o własnym biznesie. Moda na „drwala" dopiero kiełkowała.
Początki były trudne. Beardshop.pl ledwo wystartował, a liczba zamówień rosła z dnia na dzień. – Po pracy biegłem do domu, żeby odpisać klientom i przygotować wysyłki – wspomina Struczewski. Podwójne życie zawodowe na dłuższą metę nie miało sensu, z czegoś trzeba było zrezygnować. Paweł od zawsze wiedział, że chciałby mieć własny biznes, a rynek mu sprzyjał. Sklep zaczął przynosić zyski, które pozwały na niezależność finansową. Zanim jednak stał się potentatem brodatej branży, zdążył osobiście, podczas odbioru towaru z jego domu, poznać fanatyków dłuższego zarostu. Jednym z nich był Michał, były dziennikarz zajmujący się obsługą PR. Szybko się zaprzyjaźnili i wspólnie weszli w biznes brodaczy. Założenie barber shopu było oczywiste. Wiedzę mieli sporą, Paweł znał branżę, a Michał social media. Wspólnymi siłami już po kilku tygodniach podbili rynek.
...